Wywiad z Pawłem Zdunowskim, instruktorem aikido w Warszawskim Klubie Aikido Aikikai, przeprowadzony w dniu 7.09.2013r. przez Piotra Pardelę.
1. Dlaczego aikidocy, kiedy wchodzą do Dojo, przy wejściu na matę składają ukłony w stronę portretu Morihei Ueshiba? Kim on jest dla aikidoków?
W Japonii wiele jest zwyczajów i gestów związanych z szacunkiem, pamięcią i symboliką. Tutaj mamy przykład oddawania szacunku dla zmarłego już twórcy aikido poprzez ukłon w kierunku jego zdjęcia umieszczonego obok napisu „aikido”, symbolizującego jego dzieło, które ćwiczącym pozostawił. Jest on więc dla aikidoków kimś bardzo ważnym – ojcem aikido, które przecież nas wszystkich połączyło.
2. Słowo Aikido kiedyś kojarzyło mi się ze Stevenem Seagalem, z łamaniem kości i nadludzką siłą. Ile wspólnego ma Aikido z tym co prezentuje Steven Seagal w filmach Hollywood?
Filmy ze Stevenem Seagalem rzeczywiście pokazywały w ten sposób aikido. Jest to jednak typowe zbrutalizowanie wieloaspektowej sztuki walki dla potrzeb filmów akcji. Tak naprawdę aikido ma o wiele szerszy wymiar. Poza dobrze opracowanymi i zebranymi w system, technikami samoobrony, jego twórca zostawił przesłanie, w myśl którego aikido ma nieść pokój światu, łącząc ludzi wielu narodów, poglądów i pokoleń we wspólnym treningu i rozwijaniu tej sztuki. Jednak nie ma wątpliwości, że Steven Seagal, pokazując nawet ten wąski aspekt aikido w swoich filmach, przyczynił się znacząco do jego popularyzacji na świecie. Co za tym idzie, ludzie którzy zdecydowali się sięgnąć po informacje na ten temat, mieli szanse dowiedzieć się o aikido więcej i zrozumieć co ze sobą niesie.
3. Czy znasz osobiście Stevena Seagala?
To za dużo powiedziane. Miałem okazję uczestniczyć w treningu, który poprowadził dla warszawskiego środowiska aikido dzięki personalnym kontaktom Prezydenta Polskiej Federacji Aikido, pana Jerzego Pomianowskiego. To było bardzo ciekawe doświadczenie. S. Seagal wydał mi się miłym i pełnym wiedzy człowiekiem, zastrzegając, że ćwiczymy aikido i nie rozmawiamy o jego filmach. Jednak trudno mi coś więcej o nim powiedzieć, gdyż był to krótki kontakt i nie udało nam się porozmawiać więcej niż kilka słów w trakcie jego instruktażu. No i zdarzyło się to prawie 10 lat temu.
4. Kto jest dla Ciebie największym autorytetem (w aikido)?
Na czele aikido na świecie stoi obecnie Doshu Moriteru Ueshiba, wnuk założyciela. I oczywiście jego funkcja, umiejętności i praca nad kontynuacją rodzinnej sztuki, jako odpowiedzialnego za rozwój aikido, stawiają go na czele dużej ilości mistrzów aikido na świecie. Jednak, w pełni szacunku dla Doshu Aikido, dla mnie personalnym autorytetem, w sposób bezpośredni kierującym moim rozwojem w aikido, jest mój nauczyciel, Sensei Katsuyuki Shimamoto z Osaki. Sensei Shimamoto posiada stopień 8 dan i ma obecnie 77 lat. Można powiedzieć, że jest dla mnie jak ojciec w aikido i w życiu. Spotykamy się dwa, czasem trzy razy w roku, w Japonii, Polsce oraz w Holandii, gdzie sensei również posiada bliskiego ucznia, a mojego przyjaciela, Ruuda Van Ginkel – posiadacza stopnia 6 dan.
5. Jak zaczęła się Twoja droga aikido?
W wieku 15 lat (1986 rok) natknąłem się na krótki artykuł o aikido w gazecie Świat Młodych. Jego autorem był Marek Woźniak, jeden z ówczesnych polskich instruktorów aikido. Z jego treści dowiedziałem się o aikido, jego pokojowym charakterze i elegancji. Bardzo mi się to spodobało. Jednak rozpoczęcie treningów opóźnił brak sekcji aikido w moim zasięgu. W Warszawie znalazłem wówczas jedynie sekcję działającą przy Uniwersytecie Warszawskim, ale jako nastolatek wstydziłem się do niej pójść. Myślałem, że jestem dla nich za młody.
Najbliższe 5 lat zajęły mi więc treningi Wing Tsun Kung Fu, Shaolin Kung Fu, Kick Boxingu, Tai Chi oraz Karate, na które, poświęcając kilka godzin codziennie, zapisałem się równolegle pod wpływem filmu Wejście Smoka (Bruce Lee). Jednak w październiku 1991 roku udało mi się znaleźć sekcję aikido, do której wstąpiłem. Była to zresztą ta sama sekcja, prowadzona przez Senseia Jerzego Pomianowskiego – wówczas posiadacza stopnia 2 dan, do której nie zapisałem się wcześniej. Od tego momentu pozostałe style walki pomału ustąpiły miejsca aikido. 10 lat później - w 2001 roku, po raz pierwszy wyjechałem do Japonii, gdzie ćwicząc ciągle aikido, udało mi się również rozpocząć kilkuletni epizod z treningami Ken Jutsu. Treningi miecza z Senseiem Pomianowskim i z Senseiem Inabą bardzo pomogły w moim rozwoju w aikido.
Od roku 2001 właściwie corocznie wyjeżdżam do Japonii w celach treningowych, od początku moich treningów uczestniczę w wielu seminariach z instruktorami aikido o wysokich kwalifikacjach.
Jednak przede wszystkim utrzymuję regularny kontakt z Senseiem Shimamoto oraz jego uczniami z Japonii, Holandii i innych krajów.
6. Czy rzeczywiście umiejętności aikido pozwolą obronić się na ulicy przed silnym napastnikiem lub kilkoma napastnikami? Jak to wygląda w życiu? Czy zdarzają się takie konfrontacje? Jak to się kończy?
To oczywiście kwestia indywidualnego podejścia do treningu, własnego rozwoju i psychiki, pewnej decyzji o wykorzystaniu posiadanych umiejętności, braku zawahania w decydującym momencie. W założeniu naturalnie dysponujemy umiejętnościami samoobrony, ale życie to zbiór wielu okoliczności i wiadomo, że na wszystko nigdy nie będziemy przygotowani. Należy zdawać sobie sprawę, że w przypadku takiej konfrontacji, po drugiej stronie też zawsze stanie człowiek z jakimiś umiejętnościami, motywacją i determinacją. Jednak dzięki treningowi nasze szanse znacznie wzrastają w stosunku do tych, które mieliśmy wcześniej, zanim zaczęliśmy trenować. Dla mnie, aikido ma w sobie coś takiego, co sprawia, że osobom, które długo trenują, coraz rzadziej przytrafiają się sytuacje konfliktowe. Trudno to wytłumaczyć. Codzienny trening i litry potu wylane w dobrej atmosferze treningu, poza konkretnymi umiejętnościami samoobrony, wnoszą do charakteru i osobowości specyficzny pierwiastek pogody, który jakoś często mija się z sytuacjami, które trzeba by rozwiązać siłowo :-)
Copyright © 2024 Warszawski Klub Aikido Aikikai Paweł Zdunowski, wszystkie prawa zastrzeżone.