KS:
Teraz moja opowieść będzie nieco dłuższa. W zasadzie w życiu zajmowałem się trzema profesjami. Jedna jest związana ze świątynią zen, druga to dojo aikido, a trzecia to nauczanie w gimnazjum, w prefekturze Osaka. To gimnazjum było szkołą publiczną z określonymi godzinami pracy. Mogłem między godzinami moich zajęć udawać się do swojej świątyni, żeby wykonać tam konieczne obowiązki, a wieczorem był czas na treningi aikido. W gimnazjum nie uczyłem jakiegoś konkretnego przedmiotu, byłem raczej wychowawcą, zajmowałem się uczniami. Oczywiście uczniowie byli różni. Czasami dzieci stwarzały kłopoty i trzeba było do nich odpowiednio trafić. Trzeba było się naprawdę przyłożyć do tego, żeby z każdym uczniem znaleźć wspólny język, rozwiązać jego problemy, zmienić nastawienie do szkoły. I w tym wszystkim bardzo mi się przydawało to, że prowadziłem treningi aikido i to, że byłem kapłanem w świątyni. Te trzy rzeczy doskonale się zazębiały. Czasami zdarzały się takie incydenty, że w trakcie treningu dostawałem telefon, iż muszę się natychmiast udać się do szkoły, ponieważ na przykład policja została wezwana, bo któryś z dzieciaków nabroił. Musiałem przerywać trening i w pośpiechu udawać się na miejsce incydentu.
Gdyby te trzy prace nie miały żadnego powiązania ze sobą, byłoby mi na pewno ciężej i długo bym tego nie kontynuował. Jako nauczyciel aikido, miałem spory autorytet w szkole. Uczniowie wiedzieli, że ten człowiek, ten nauczyciel jest jednocześnie aikidoką – trzeba się mieć na baczności. I kiedy któryś coś psocił, a zauważył, że ja przechodzę, to od razu się uspokajał. W przypadku kłótni, gdy tylko podchodziłem, od razu kłótnia ustawała. Kiedy jakiś uczeń za rogiem palił papierosa, na mój widok natychmiast tego papierosa gasił.
Jako kapłan korzystałem z doświadczeń z treningu i pracy w szkole, a z kolei w szkole i na treningu mogłem wykorzystać doświadczenia religijnego posłannictwa i to się wszystko nawzajem uzupełniało.
Kiedyś, pamiętam, było jakieś święto, impreza – na ulicach wystawiono różne kramy, sprzedawano różne smakołyki, zabawki, odbywały się przedstawienia i byli też różni wróżbici. Akurat nie miałem pieniędzy, ale przyglądałem się temu, co pokazują. Nagle jeden z tych wróżbitów zwrócił się do mnie: „wystaw rękę”. Powiedziałem, że nie mogę zapłacić, ale on odrzekł: „wystaw rękę” – to wystawiłem.
Popatrzył na moją dłoń i powiedział: „w zasadzie to ty chyba jesteś w jakiejś świątyni, ale zaraz, w zasadzie to chyba jesteś nauczycielem w szkole, ale dlaczego widzę tu też linię, że zajmujesz się sztukami walki?”. Pomyślałem: a skąd on to może wiedzieć? Sądzę, że coś w tym musi być.
W dużym stopniu moje życie ułożyło się tak również dzięki wspaniałemu profesorowi Kakuzen Suzuki, który mnie tak uczciwie potraktował w akademiku uniwersytetu.
PZ:
W tym roku upływa 50 lat od otwarcia dojo Senseia w Osace. Składam z tej okazji serdeczne gratulacje. To wspaniałe osiągnięcie. Jak będą wyglądały obchody tego wydarzenia?
KS:
Zaprosiliśmy Doshu, który przyjedzie i będzie prowadził seminarium. Po seminarium zaplanowane są pokazy. Ponieważ czasu nie będzie zbyt dużo, nasz pokaz (ludzi z dojo w Osace) postaramy się skrócić do minimum, natomiast bardzo byśmy chcieli, żeby nasi goście z różnych krajów, na których przyjazd liczymy, również się zaprezentowali. Z braku czasu przewidujemy możliwość pokazu jednej drużyny z każdego kraju. Na przykład liczymy na pokaz aikidoków z Holandii i z Izraela. Mam nadzieję, że również Polacy w tym względzie dopiszą. I tak wspólnie – naprawdę jak członkowie jednej rodziny – będziemy się cieszyć nawzajem z pokazów aikido. Pragnę, aby nie było tak, że tylko my urządzamy imprezę, mam nadzieję, że wszyscy się włączą i to święto stworzymy razem, każdy będzie aktywny i każdy coś od siebie da.
PZ:
Ja już się cieszę na to wydarzenie, gdyż grupa z Polski na pewno tam będzie.
KS:
Dziękuję bardzo. A poza tym, oczywiście, po wszystkich tych seminariach i pokazach odbędzie się małe przyjęcie w hotelu.
Copyright © 2024 Warszawski Klub Aikido Aikikai Paweł Zdunowski, wszystkie prawa zastrzeżone.